|
|
Meddle - Forum fanów Pink Floyd |
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
mr_shelp
Administrator
Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tychy
|
Wysłany: Pią 14:30, 09 Cze 2006 Temat postu: W jakiej formie są Gilmour i Waters? |
|
|
O ile Gilmour na Live 8 sobie nieźle radził z wokalem, to juz Waters mnie zaskoczył na minus. Jeszcze trzy lata temu miał ten znany, ekspresyjny głos, dziś przypomina on siedemdziesięciolatka śpiewającego jakieś hity o tematyce wojennej. Do samej ich gry nie mam najmniejszych zarzutów (basowa solówka na początku Money - jak zwykle genialna).
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
OrangeBleu
Moherator :)
Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Strzelce Opolskie
|
Wysłany: Pią 15:54, 09 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Wypadałoby Rogerowi trochę zadbać o głos... widzę jednak, że poczynił już kroki w tym kierunku - podziwiajce Watersa w [link widoczny dla zalogowanych]! Nie wiem czemu, ale przypomina mi tu moją babcię
Ogółem na Live 8 zagrali wybornie. Dało się słyszeć perfekcyjną harmonię artystów, którzy tworzyli wspólnie tyle lat... Nie da się jednak ukryć wieku obu panów, Dave'a i Rogera - głosy trochę starte już, ale w młodości raczej palili niemało - cóż, konsekwencje nałogu... trzeba na to przymknąć oko (ucho? )
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
szyszunia007
Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kluczbork
|
Wysłany: Pią 21:28, 09 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
OrangeBleu napisał: | Wypadałoby Rogerowi trochę zadbać o głos... widzę jednak, że poczynił już kroki w tym kierunku - podziwiajce Watersa w [link widoczny dla zalogowanych]! Nie wiem czemu, ale przypomina mi tu moją babcię
Ogółem na Live 8 zagrali wybornie. Dało się słyszeć perfekcyjną harmonię artystów, którzy tworzyli wspólnie tyle lat... Nie da się jednak ukryć wieku obu panów, Dave'a i Rogera - głosy trochę starte już, ale w młodości raczej palili niemało - cóż, konsekwencje nałogu... trzeba na to przymknąć oko (ucho? ) |
No ja się az tym zgodzę i chyba nie mam nic więcej do dodania.
Napiszę jeszcze tylko, że wczoraj oglądałam występ Watersa na Rock In Rio i miałam bardzo mieszane uczucia, ale chyba tylko przez jeden utwór mianowicie przez Have A Cigar i może jeszcze w mniejszym stopniu przez Sheep. Nie rozumiem dlaczego Waters wybrał te utwory, ponieważ on już nie potrafi śpiewać w tech tonacjiach jednak... dzisiaj oglądałam jego występ z 4 czerwca (chyba z Włoch) i Have A Cigar wypadło już conajmniej nie źle... więc nie pozostało mi nic innego jak pokłon w stronę Rogera .
nieźle /OrangeBleu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
alternativ4
Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław / Krotoszyn
|
Wysłany: Sob 10:23, 10 Cze 2006 Temat postu: Re: W jakiej formie są Gilmour i Waters? |
|
|
mr_shelp napisał: | O ile Gilmour na Live 8 sobie nieźle radził z wokalem, to juz Waters mnie zaskoczył na minus. Jeszcze trzy lata temu miał ten znany, ekspresyjny głos, dziś przypomina on siedemdziesięciolatka śpiewającego jakieś hity o tematyce wojennej. Do samej ich gry nie mam najmniejszych zarzutów (basowa solówka na początku Money - jak zwykle genialna). |
Mnie tam wokal Watersa nigdy o dreszcze nie przyprawiał. To, co mi nieco przeszkadza, to histeryczna, zbyt teatralna i ekspresyjna maniera wokalna.
Ja po prostu preferuję oszczędniejsze podejście w tej dziedzinie.
No ale to nie znaczy, że zupełnie nie lubię wokalu Watersa
(ale IMO Gilmour lepszy)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
OrangeBleu
Moherator :)
Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Strzelce Opolskie
|
Wysłany: Nie 0:08, 11 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Mi też ciarki nigdy nie przeszły po grzbiecie na dźwięk jego głosu. To właśnie częściej zdarzało się przy utworach zaśpiewanych przez Gilmoura - raz ekscytująco silny ("Money"), a raz ciepły i tak mile pieszczący ucho (refren w "Mother"). Szkoda jednak, że oba głosy są już przepalone i - zapewne - przepite. Dave jednak zachował więcej czystości w głosie. Może dlatego, że jest te dwa czy trzy lata młodszy od Watersa...?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
szyszunia007
Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kluczbork
|
Wysłany: Nie 8:46, 11 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
A mnie właśnie przechodzą dreszcze kiedy slyszę głos Watersa. Piękny, pełen dramatyzmu, nie słyszałam jeszcze nikogo o podobnym głosie.
A co do tego głosu teraz... to weście również pod uwagę, że Roger miał bardziej "krzyczący" reperuar niż Dave, to on pełnił rolę "krzykacza" w Pink Floyd. To też mogło w dużym stopniu wpłynąć na jego teraźnieszą barwę głosu.
weźcie /OrangeBleu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
mr_shelp
Administrator
Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tychy
|
Wysłany: Nie 9:01, 11 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Roger śpewał zdecydowanie bardziej gardłowo, natomiast Dave w niewielkim stopniu używał przepony, co można usłyszeć w Mother na The Wall. Abyśmy my nie padli ofiarą przedwczesnej utraty głosu, proponuję takie ćwiczenie:
1. Połóż dwa palce jednej ręki na swoim nocie i powiedz: "Tu jest mój nos".
2. Połóż dwa palce jednej ręki na swoich ustach i powiedz: "Tu są moje usta".
3. Połóż dwa palce jednej ręki na swoim gardle i powiedz: "Tu jest moje gardło".
3. Połóż dwa palce jednej ręki na swoim mostku i powiedz: "Tu jest mój mostek i jak będę mówił stąd, to w moim życiu będzie dużo więcej seksu".
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
alternativ4
Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław / Krotoszyn
|
Wysłany: Nie 10:59, 11 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
A może powinniśmy pozwolić im już iść na emeryturę? Nich już lepiej nie śpiewają, nie grają (bo za kilka lat nie będzie można ich już słuchać i jeszcze nam się dodatkowo obrzydzą ), tylko zajmą się tym, co prawdziwy mężczyna powinien zrobić:
syna posadzić
drzewo zbudować
wroga zmajstrować
dom zabić
czy coś takiego..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
szyszunia007
Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kluczbork
|
Wysłany: Nie 12:34, 11 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Nie nie nie... nie zgadzam się i kropka. Już na jednym forum prowadziłam dyskusję na ten temat . Dlaczego mają odchodzić na emeryturę? Niech robią to co kochają i to co potrafią robić, niech dalej zajmują się muzyką.
PS. Już każdy z nich syna posadził .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
alternativ4
Dołączył: 08 Cze 2006
Posty: 143
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław / Krotoszyn
|
Wysłany: Nie 13:41, 11 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
szyszunia007 napisał: | Nie nie nie... nie zgadzam się i kropka. Już na jednym forum prowadziłam dyskusję na ten temat . Dlaczego mają odchodzić na emeryturę? Niech robią to co kochają i to co potrafią robić, niech dalej zajmują się muzyką.
PS. Już każdy z nich syna posadził . |
Nie rozumiemy się chyba. Ja byłbym za tym, żeby odejść w stosunkowo dobrej formie, żeby tak zostać zapamiętanym przez ludzi, żeby zostawić po sobie jak najlepsze wrażenie. A jeśli pan Roger zostanie na scenie muzycznej, będąc w coraz gorszej formie, może zacząć zniechęcać do siebie kolejnych ludzi.
Wiesz, Twoje podejście, jako fana(tyka? ) jest też zrozumiałe, co tu mówić. Kwestia odejścia zależy od samego artysty właśnie i trzeba to uszanować.
A co wybierze, to oczywiście zależy od niego.
PS. Z domem, dziećmi i wrocgiem to był żart tylko
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
OrangeBleu
Moherator :)
Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Strzelce Opolskie
|
Wysłany: Nie 14:23, 11 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
alternativ4 napisał: | Ja byłbym za tym, żeby odejść w stosunkowo dobrej formie, żeby tak zostać zapamiętanym przez ludzi, żeby zostawić po sobie jak najlepsze wrażenie. |
Innymi słowy - lepiej spłonąć niż wyblaknąć...?
Taką dewizą posługiwał też Kurt Cobain - i co z nim teraz...?
Ja też jestem za tym, aby robili oni to, co sobie upodobali, dopóki fani nie znikną im z sal i stadionów. Wtedy dopiero będzie można powiedzieć, że sobie zniechęcili słuchaczy. Ale na razie nie ma problemu z kompletnym, wielotysięcznym audytorium Niech nam więc grają - i nawet niech śpiewają - na zdrowie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
mr_shelp
Administrator
Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 276
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Tychy
|
Wysłany: Nie 14:34, 11 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Oto artykuł z serwisu rumor.pl:
Ex-lider Pink Floyd, David Gilmour skarcił swoich kolegów po fachu z The Rolling Stones, przyznając że są już zdecydowanie za starzy na koncertowanie.
Gilmour, który aktualnie promuje swój najnowszy solowy album “On An Island”, przyrównał niekończące się trasy Jaggera i spółki do niekontrolowanego odruchu seksualnego.
W wywiadzie dla Daily Telegraph, Gilmour przyznał: “Uważam, że to niedorzeczne. Mick i Keith powinni uświadomić sobie na jakim świecie żyją. To jakiś dziwny, seksualny odruch.”
“Ile im jeszcze potrzeba? Myślę, że duża w tym rola poklasku wśród fanów. 50,000 ludzi na każdym koncercie może być potężnym narkotykiem."
Rozumiem, że David może być zaskoczony decyzją o konktynuowaniu działalności koncertowej przez The Rolling Stones, ale żeby określać to "odruchem seksualnym"? Chyba trochę przesadził.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
szyszunia007
Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kluczbork
|
Wysłany: Nie 14:55, 11 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
alternativ4 napisał: |
PS. Z domem, dziećmi i wrocgiem to był żart tylko |
Wiem .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
OrangeBleu
Moherator :)
Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Strzelce Opolskie
|
Wysłany: Nie 15:08, 11 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
mr_shelp napisał: | Ex-lider Pink Floyd, David Gilmour skarcił swoich kolegów po fachu z The Rolling Stones, przyznając że są już zdecydowanie za starzy na koncertowanie. |
Eee, czepia się
Na koncerty przychodzą tylko ci, którzy chcą; że przytoczę tu wypowiedź Watersa z filmu "Pink Floyd w Pompejach":
"Jeśli ludzie przyjdą na koncert, a on im się nie spodoba, to więcej już przychodzić nie będą."
Przyznaję mu rację Poza tym, Gilmour & ekipa są niewiele młodsi
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
szyszunia007
Dołączył: 06 Cze 2006
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kluczbork
|
Wysłany: Nie 15:17, 11 Cze 2006 Temat postu: |
|
|
Ta wypowiedź jest wyciągnięta z kontekstu... oto cały wywaid:
Wciąż po ciemnej stronie (28/05/2006)
David Gilmour jest modelowym plutokratą gwiazdy rocka - skromy, kreatywny, szczodry.
Aż do chwili gdy zaczyna się mówić o pieniądzach...i Rolling Stonsach. "Ile im jeszcze trzeba?" pyta naszego dziennikarza Nigel'a Farndale'a. "To jak seksualny przymus".
Gęś niczym strzała pędzi w dół do tafli jeziora. Konie leniwie pasą się na łące,
opędzając się machnięciami ogonów od wczesnoletnich much. Są tu kępy drzew i grube żywopłoty, bo ta parcela w West Sussex jest własnością gwiazdy rocka. "Tam za tymi polami jest publiczna ścieżka" mówi David Gilmour pokazując apatycznie głową. "Fani czasami wchodzą na nią i widzę jak filmują dom. Choć w zasadzie dają nam spokój." Ten "dom" do którego się odniósł, to pełen zakamarków, porośnięty bluszczem wiejski dom, z żelazną starodawną kuchnią, psią sierścią na tapicerce i dzisiątkami kokard z zawodów hippicznych dzieci - ale nie ma tu platynowych płyt ani narzut ze skóry leoparda. A "nam" to żonie - pisarce Polly Samson i czwórce z jego ośmiorga dzieci (pozostała czwórka pochodzi z wcześniejszego małżeństwa - teraz już dorosła).
Stojąc boso w dżinsach i koszulce, Gilmour wydaje się być stateczną i nieustępliwą postacią z kościastą głową i spokojnym spojrzeniem. Ale za tym spokojem - wkrótce to wyczujesz - kryje się głębia.
On jest David a nie Dave. A właściwie to David Gilmour CBE ( Komandor Orderu Imperium Brytyjskiego), w części w uznaniu za swoją dobroczynność, która polegała m.in. na podarowaniu zysku ze sprzedaży swojego londyńskiego domu na rzecz organizacji charytatywnej na rzecz bezdomnych Crisis: 4 mln funtów.
Jest uprzejmy i przyjacielski ale również małomówny - prawie zamknięty w sobie. Kiedy mówi, mówi miękko, lekko łamiącym się głosem. Jako syn nauczycielki akademickiej, ładnie i poprawnie się wysławia. "Nigdy nie usiłowaliśmy udawać, że jesteśmy kimś innym niż miłymi, wywodzącymi się z klasy średniej chłopakami" mówi o swoim zespole Pink Floyd. "Nigdy nie udawaliśmy, że jesteśmy klasą robotniczą - jak Mick (Jagger)".
Musimy wejść w rytm jego wypowiedzi, która jest tak wyważona i precyzyjna jak jego gra na gitarze. Ma także skłonność - jak dzieci w szkole - do kwalifikowania wszystkiego słowami "nieco", "dosyć" i "niemal" jak gdyby bał się przesadzić. Możne dlatego, że nie ma potrzeby przejaskrawiać historii Pink Floyd ani jego. Był głównym wokalistą, głównym gitarzystą i współautorem - wraz z basistą Rogerem Watersem - jednego z największych zespołów rockowych w historii.
W dniach swojej chawły - w latach 70-tych - wielkie concept albumy Pink Floyd biły bez wysiłku wszelkie rekordy. Mówi się, że w co czwartym domu w Wielkiej Brytanii jest kopia ich największego albumu Dark Side Of The Moon. Ostatniego lata, gdy zespół zszedł sie ponownie na Live 8 po pełnym żółci rozpadzie 20 lat temu, przyćmili sobą całe wydarzenie.
Gdy Gilmour wypuścił swój nowy album na początku tego roku na swoje 60 urodziny, trafił on od razu na pierwsze miejsce list. Niezły prezent - mówię gdy siedzimy w jego salonie. Długa przerwa. "Trudno mi to ubrać w słowa, ale czuję się bardziej dumny z On an Island niż z czegokolwiek co dotąd zrobiłem. Mamy niezły sprzęt w tym salonie i lubimy siedzieć tu wieczorem i słuchać całego albumu, całkiem głośno i muszę zdecydowanie przyznać, że wciąż przyprawia mnie o dreszcze. Rzadko słucham albumów po ich nagraniu.
Zwykle zna się doskonale każdą nutę każdego instrumentu i ma się normalnie go dosyć."
To nie jest typ człowieka wiecznie się spieszącego. "Z Pink Floyd zrobiliśmy całą karierę w dwa czy trzy lata, a teraz zabiera me dekadę zrobienie jednego albumu. Chyba stałem się leniwy na stare lata. Mimo tego cząstki muzyki wciąż pojawiają się nieoczekiwanie na końcach moich palców kiedykolwiek biorę
gitarę i po 10 latach notowania ich i nie robienia z tym nic zacząłem czuć, że źle się obchodzę z moją muzą."
On an Island jest, jak mógłby powiedzieć Gilmour, całkiem dobra. To jest ciepły, liryczny album z tonalnym pięknem, pokładami dźwięków i pełnym unoszącej, nastrojowej gitary jaką mieli nadzieję usłyszeć fani Pink Floyd. Gdy nachodzi go melodia, czy natychmiast wie, że jest to coś nowego? "Zmorą mego życia jest sytuacja, gdy ma pamięć bierze górę i moje palce zaczynaja grać melodię, którą już znam. Musisz zrobić coś, co cię wyrwie z tego wygodnego stanu i takim sposobem dla mnie jest granie na fortepianie albo użycie innego strojenia gitary. Inaczej to tylko bazgrolenie."
Czasami budzi się z nową melodią w głowie. "To bardzo dziwne, bo myślę, że jest to coś, co już wcześniej zrobiłem, ale po chwili zdaję sobie sprawę że nie. Zawsze sądziłem, że 'Fat Old Sun', które wykonujemy na tym turnee, komuś podwędziłem. Ale przez te 30 lat nigdy nie odkryłem komu, więc przypuszczam że ujdzie mi to na sucho."
Zasugerowałem, że członkowie Oasis właśnie tak się muszą czuć. Uśmiechnął się lekko. "Z Oasis poradziłbym sobie w sekundę. Zwykle rozpoznaję trzy różne piosenki z których ściągali."
Większość tekstów na nowy album zostało napisanych przez jego żonę. "Ona potrafi lepiej wyrazić moje myśli niż ja sam" mówi Gilmour. Ukazuje prawdziwą ich naturę nawet tego nie zamierzając. Polly uważa, że jest "troszkę autystyczny". Żony często tak mówią w swych mężach - wskazuję - ale jak myśli, co ona chce przez to pokazać? "Ona uważa, że nie potrafię się za bardzo wysłowić i jestem skłonny się z nią zgodzić. Uważa, że za mnie wypowiada się moja gitara i robi to lepiej niż słowa potrafią. Mogę stawać się całkiem egoistyczny pod koniec nagrywania albumu. Ja, ja, ja. Ale w innych sytuacjach jestem całkiem nieśmiały. To może wyglądać na paradoks, ale nawet na scenie jestem dość beznadziejny w przedstawianiu siebie. Nie potrafię gawędzić pomiędzy utworami." Długa pauza. "Także źle się czuję rozdając autografy. Nie rozumiem dlaczego ludzie ich chcą. Potrafię iść wokół aby tylko
uniknąć łowców autografów."
Tematem nowego albumu - te Pink Floydowe standardy trudno zabić - jest śmiertelność. Jeden z utworów - "This Heaven" - odzwierciedla ateizm Gilmoura. "W tej piosence jest element rezygnacji. Zachwala zalety życia chwilą i akceptowania swoje śmiertelności. Być może najbliżej nieśmiertelności będę poprzez Dark Side Of The Moon. Myślę że będą jeszcze
grać tę płytę przez chwilę."
Miał 27 lat gdy została nagrana przez Pink Floyd. "To był bardzo owocny okres, ale gdy teraz o tym myślę, nie czuję się zszokowany jak młody wtedy byłem. Hendrix, Otis Reading i Janis Joplin nie żyli już w tym mniej więcej wieku. Wszyscy oni mieli do tego momentu długie, wspaniałe kariery. Wiek dwudziestu kilku lat powinien być najbardziej twórczym, pełnym energii okresem życia. Można powiedzieć że po Dark Side osiągnęliśmy wszystko do czego dążyliśmy i naprawdę ciężko było powstać i iść dalej z Wish You Were Here [w 1975]."
Ale wtedy miał długie włosy i wygląd chłopako-dziewczyny - w młodości krótko był męskim modelem. Nadal ma wysokie kości policzkowe i pełne usta. Czy niepokoi go starzenie się? Czy o tym rozmyśla w temacie śmiertelności? "Nie za bardzo. Patrzę w lustro i widzę tą samą twarz co kiedyś. Niestety część
włosów zniknęła. I trochę przytyłem ale czuję się doskonale spokojny jeśli chodzi o proces starzenia się."
Czy ma jakieś narcystyczne odchylenia? "Polly uważa że jestem najmniej zadufaną w sobie osobą jaką kiedykolwiek spotkała, ale mam też swoje słabości. Jestem troszkę czasami zażenowany tym młodym gościem. Gdy słyszę jak mówi na DVD Live at Pompeii, to jest to dla mnie koszmarne."
Bo? "Bo był pretensjonalny i naiwny."
Gilmour robił to co robią zwykli rockmani. Próbował prochów, zbierał sportowe samochody i zabytkowe samoloty (ma licencję pilota). Ale nie miało to jak widać wpływu na jego majątek. Na liście najbogatszych widnieje z kwotą około 75 mln funtów, ale to jest prawdopodobnie mniej niż w rzeczywistości.
Czy on w ogóle wie ile posiada? "Nie, tak naprawdę to nie. I wolałbym raczej zniknąć z tej listy. To wszystko osadza się na przypuszczeniach. Można oszacować wartość namacalnych aktywów. Jestem dyrektorem Pink Floyd Music Ltd i gdybym chciał sprzedać swoje udziały w nim, wraz z przyszłymi tantiemami i do tego nazwę, no to ...". Wypuszcza powietrze i kręci głową. "Nie mam pojęcia ile ktoś za to mógłby dać, ale z pewnością są to pokaźne aktywa. Są ludzie, którzy potrafiliby wyciągnąć z tego więcej niż ja potrafię, bo ja i pozostali mamy pewne ograniczenia na to co pozwolilibyśmy zrobić z naszą nazwą. Myślę że jesteśmy to winni naszym fanom i nie pozwolimy - na przykład - aby 'Us And Them' było uzyte w reklamie. Musisz respektować ich życzenia."
Wiem że to oklepane pytanie, ale czy pieniądze przyniosły mu szczęście? "Nie sądzę aby wiele z mego zadowolenia było powiązane z posiadaniem, ale kto wie? Jestem najszczęśliwszy gdy idę na spacer z żoną i dziećmi, a to nic nie kosztuje."
Ale czy może sobie wyobrazić życie w przyczepie kempingowej i bycie szczęśliwym?
"W przyczepie właśnie mieszkałem w zeszły weekend, a raczej w samochodzie z częścią mieszkalną, na próbie wyścigów konnych w Badminton. Nie sprawia mi to żadnych kłopotów."
Czy nie martwi go, że jego dzieci będą miały wypaczony obraz świata ze względu na majątek ojca? "Tak, to mnie martwi i dlatego próbujemy usilnie przekonać ich, że nie jest to normalna sytuacja. I że tak nie będzie przez całe życie. Że będą musieli sami zarabiać pieniądze. Myślę że szczególnie moje
najmłodsze dzieci są tego świadome."
David ma zamiar zrzucić z siebie ciężar bogactwa przed śmiercią.
"Szkodzi się dzieciom, którym daje się pieniądze. To bardzo demotywujące gdy ustawiasz im zycie na swój sposób, a ja chcę aby moje dzieci miały tę satysfakcję jaką miałem ja wytyczając własną drogę przez zycie."
Sugeruję, że jego bogactwo wydaje się czynić go nieszczęśliwym, a przynajmniej winnym. "Naprawdę nie czuję się dobrze z bogactwem pochodzącym z obszaru którym się zajmuję. Żyjemy w kapitalistycznym społeczeństwie - jak się wydaje - i to jest sprawa popytu i podaży. I tak
patrzę na inne zespoły i myślę - cóż, powodzi nam się o wiele lepiej niż im. Ale jest wyjątkowo perwersyjne, że ja jako muzyk jestem o wiele lepiej opłacany niż - powiedzmy - doktor albo pielęgniarka, albo nauczyciel."
Czy dysproporcja w dochodach pomiędzy nim a jego ojcem - wykładowcą zoologii - wprawiała go w zakłopotanie?
Ożywia się na swój sposób. "Tak, wprawiało. Jest już teraz na emeryturze ale pracował ciężko i dał coś wartościowego światu w dziedzinie genetyki. To nieporzyzwoite jak ja byłem traktowany w porównaniu do niego.
Były chwile kiedy obydwaj byliśmy tym wszystkim zażenowani."
Czy patrząc na swoich rówieśników, takich jak Rolling Stones, zastanawia się dlaczego oni są dalej tak napędzani przez pieniądze; niekończące się turnee i dojenie ze swojej reputacji?
"Rzeczywiście uważam to za śmieszne. Mick i Keith powinni zacząć normalnie żyć. To jest jak dziwny, seksulany przymus. Jak dużo im jeszcze trzeba? Myślę że głównie chodzi o poklask. To potężny narkotyk gdy 50 000 ludzi wydają się ciebie adorować. Jestem wielkim fanem Stonsów, ale przez lata nie zrobili nic
co mogłoby się równać z ich wcześniejszymi dokonaniami. Jak pokazał to Bob Dylan, nie musi się to tak odbywać. Wciąż potrafi wyjść z materiałem, który jest całkowicie nowy i interesujący."
Niespodziewanie uszczypliwy ton tego komentarza zaczyna cię zastanawiać, czy wielka kłótnia w Pink Floyd wiele lat temu była tylko za przyczyną Rogera Watersa - jak to się zwykle przyjmuje. Poprzez lata 70-te tych dwóch ludzi walczyło o artystyczne przywództwo nad zespołem. To Waters zawsze był posądzany, najpierw o napuszoność a potem o animozje - był widowiskowo niegrzeczny w stosunku do swoich kolegów z zespołu. W końcu w 1986 rozpoczął sądowe postępowanie aby zakazać im ciągnięcia dalej jako Pink Floyd. Uraza przerodziła się w farsę kiedy Waters stwierdził, że ma patent na nadmuchiwaną świnię, która była pokazywana na ekstrawaganckich koncertach grupy, zmuszając pozostałych trzech członków grupy do zrobienia
innej nadmuchiwanej świni, z dodatkową parą przymocowanych jąder. Waters przegrał bitwę w sądzie. Zanim zadzwonił do Gilmoura, aby przekonać go do udziału w jednorazowym wspólnym występie Pink Floyd na Live 8 latem zeszłego roku, nie rozmawiali ze sobą prawie 20 lat, chyba że przez prawników.
"Mam uczucie, że nigdy nie zrobiłem Rogerowi żadnej krzywdy" mówi teraz Gilmour. "A on starał się jak mógł aby skrzywdzić mnie. Live 8 był jakimś zamknięciem tej sprawy. Dobrze było spuścić tę żółć która zbierała się przez 20 lat. Nie chcesz umierać z niezabiźnionymi ranami. Wrogość pomiędzy Rogerem i mną była uciążliwą i negatywną rzeczą, z którą nie chciałem dalej żyć. To dobrze, że historia Pink Floyd nie zakończyła się tak smutną nutą. Jesteśmy teraz na zwykłych choć nie przyjacielskich stosunkach i lubimy sobie czasami pogadać." Czy utrzymują kontakty po Live 8? Pauza. "Nie, tak naprawdę to nie, ale pisaliśmy do siebie e-maile w ciągu kilku ostatnich miesięcy."
Pink Floyd był niewątpliwą gwiazdą Live 8, ale tamtej nocy musiało zetrzeć się wiele ego. "Byliśmy tacy mili i skromni, że kiedy powiedziano nam, że nie ma wystarczającej liczby garderob i będziemy musieli się nimi dzielić, powiedzieliśmy - OK, w porządku. A potem odkryliśmy, że wszyscy inni mieli swoje własne, przydzielone garderoby bo na to nalegali. A my musieliśmy dzielić nasze z jakimś Snow Patrol. Myślę, że powinniśmy być trochę bardziej 'gwiazdorscy' w tym temacie."
Po Live 8 oferowano Pink Floyd 200 milionów dolarów za turnee po USA, ale Gilmour położył kres wszelkim spekulacjom na temat, że zespól mógłby zreformować się na stałe. Ogłosił również, że przeznaczy wszystkie
swoje dochody ze zwiekszenia sprzedaży płyt Pink Floyd na cele charytatywne. Mimo swej olbrzymiej wielkoduszności musiało przynieść Gilmourowi satysfakcję, że jego nowy solowy album trafił na pierwsze miejsca list przebojów, podczas gdy solowe wysiłki Watersa - samozwańczego "twórczego geniusza" bez którego Pink Floyd by nie istniał, marnie się sprzedawały.
Próbuję sprowokować - czy Waters był megalomaniakiem?
"Pewnie zawsze, ale - przez dłużej niż ludzie sądzą - jego megalomania była pod kontrolą." Pauza. "Ale to odgrzewane kluchy. Uważam że pracowaliśmy razem zupełnie efetywnie aż do albumu The Wall w 1979. Tak swoją drogą, trzeba coś powiedzieć na temat twórczego napięcia pomiędzy nami. Uzupełnialiśmy się nawzajem, Roger i ja." Kolejna pauza. "Mam to samo teraz z Polly."
Co? Pozywa go do sądu? Prawi wybucha śmiechem. "Nie, mam na myśli to, że ma inne talenty niż ja. Małżeństwo jej słów i mojej muzyki to prawie onomatopeja."
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
iCGstation v1.0 Template By Ray © 2003, 2004 iOptional
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|
|
|